leje tropikalny deszcz, co chwila leje,przestaje, zacina, mzy, robi sie chlodno, przewiewnie i daje sie oddychac, a potem juz nie ma czym oddychac, powietrze stoi i kiedy dzis szlysmy wsrod selvy i cisnienie i duchota powodowaly, ze pocilam sie tak, jak tego nienawidze, wszedzie, i chorritos de sudor corrian por mi espalda (lo odio!!!!!) poczulam sie jak ci co exploruja selve, jak Cejrowski czy inni, niezadroszcze, to nei moj swiat. Po zwiedzeniu nizszej drogi wiodacej do widokow wodospadow od dolu- cudo!!!! ja wrocilam do hostelu a Ania poszla na wielka przygode, czyli spacer 7 km w obie strony, wsrod puszczy, zakonczony kapiela w wodospadzie. Znow nei bylysmy przygotowane, zamiast zapytac wczoraj i wziac recznik i kostium, znow nie bylysmy przygotowane na kapiel, a szkoda......no ale trudno.
Dzis wracamy omnibusem z fotelami rozkladanymi o 19.15 i jutro w poludnie bedziemy w Buenos, gdzie czeka zarezerwowany pokoj, dwojka z oknem i patio, a pojutrze na tydzien: ja lece do Ushuaia a Ania do Bariloche jedzie wygodnym busem, ale 24 g.