Wodospady i La gran aventura - czyli placisz za prysznic pod wodospadem

Wybralysmysie na zwiedzanie z Ania, wodospadow po stroeni argentynskiej, bo wczoraj widzialysmy wodospady w 2 godziny, a dzis mialo byc atrakcji na cale dwa dni, no i bylo!!!!!!! Jutro wracamy tam po wiecej !
Kupi;ysmy bilet na busik miejscowy i z wszystkimi, turystaki i pracownikami parku w godzinke dotarlysmydo ParkuCataratas del Iguazu. Po oplacie za wejscie, cale 100 pesos argentinos (1 zloty to 0.7 peso) dalysmysieprzekonac, a raczej jeszcze na stacji busow pan w okienku przekonal nas, ze woda jest za wysoka i z wszystkich atrakcji, a zwlaszcza z tej, ktorachcialysmywziac, bo najtansza, zostaly tylko najdrozsze, bo Brazylijczycy podniesli tame i woda wylala do parku i jestza wysoko i niebezpiecznie...wiec zaplacilysmy po 220 pesos i poszlysmy, na La gran aventura, czyli najpierw poszlysmysciezka przez dzungle selva misionera gdzie widzialysmy cos, co jakas Amwerykanka nazwala big mouse a bylo czyms w rodzaju capibari, a potem wylazly na ans stadko, rodzinka coaties, czyli takie male gryzonie futrzaste wieczie glodne kradnace ludziom jedzenie, nie wolno ich karmic bo potrafia byc agresywne. Tyle sie o tym naslyszalam i naczytalam na inych blogach, ze jak je zobaczylam, idace wprost na nas, zatrzymalam Anie- UWAGA! ale skonczyli sie na obfotografowaniu maluchow,
Potem byla jazda pociagiem ekologicznym az doGargantadel diablo, czli okolo 1000m na piechte przez specjalna pasarele, czyli chodnik nad woda az do ujscia wody. Efektprzechodzi wszelkie oczekiwania, szum wody, para, bryza i piekno meisjca zapiera decgh w piersiach. Oczywiscie znowu sie wzruszylam. Zdjecia sa ale nie oddaja piekna przyrody, najlepiej zobaczyc w youytubie czyjes filmy.
Siedzialysmytam chybaz godzine nie mogac sie nasycic widokliem. Byli tam tez jacys hipisi czycos w tym stylu, bo modlili sie do wody, wiec Ania tez, sie naenergetyzowala. A ja troche pomedytowalam, a co! Jutro tam wracamy po wiecej! Przy wysjciu z parku podsteplowalysmy bilety i juytro wejdziemy na polowe ceny.
Po tych emocjach wrocilysmy pociagiem dopunktu z ktorego mozna isc dwoma sciezkami widokowymi, gorna i dolna. Zrobilysmygorna i mamychyba z 1000 fotem wody spadajacej z lewej, z prawej, z gory, z boku, kto to bedzie ogladal?????! Byla tez gonitwa za papugami, motylami, mrowkami gigantami i ptakami, zebyje uwiecznic na fotce i z niektorymi sie udalo. Po kolejnych 2 godzinach doszlysmydo miejsca gdzie pochlonelysmy kanapke milanesa, czyli piers z kurczaka zmazakrowana i panierowana w bulce z szynka i serem - ujdzie...wszystko popit znow cola, na wszelki wypadek.
I wsiadlysmy na wielka wyprawe kontrolowana- dzip mega wielki zabral 30 osob i paniprzez miktrofon objasniala, jadac przez gesta selve, jakie drzewa mijamy. Po 30min dotarlismydo rzeki, dostalismy torby waterproof gdzie wlozylismy wszystko, lacznie z butami, i jak sie poooootem okazalo, nalezalo wlozyc tez ubranie.....no i wsiedlismy na wielkie lodzie, w kapokach i poplynelismy pod wodospady!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Zeby czlowiek placil tyyyyle forsy za prysznic pod wodospadem?????? i mial z tego tyle radochy?????? no wlasnie, kapitan tak manewrowal lodka, ze specjalnie nas zalewalo, chlapalo, zatapialo....no i wrocilysmy mokrusienkie do majtek i z mysla ile apapow i vit C zjemy po powrocie, bo bylysmy mokre, slonce za chmurami, wialo na lodce i bylo nam zzzzzzimno....ale ok, aventura trwala godzinke, na szczescie, bo miala 2, i w drodze do busika ciut podeschlysmy, powietrze parne, cieple, bez wiatru.
Ania potem moze cos dopisze. ja koncze, bo klawiaturami sie do palcow przylepia i dlatego tyle tu bledow....

Komentarze (0)